Złośliwość Małża granic nie zna. Wie, że jestem na diecie. Wie, że jak ognia mam unikać chipsów, batonów, czekoladek i całej masy innych słodkości, miodu nie pomijając. I wiedząc to wszystko, z uporem maniaka kupuje i opycha się przy mnie wyżej wymienionymi, substancjami dla mnie zakazanymi…. No i jak tu dziada nie udusić?
Dlatego na przekór wszystkiemu, a zwłaszcza odgłosom „chipsowych pochrupywań”, chwyciłam w ręce nóż, bataty i skroiłam sobie zdrowe chipsy. A co! Jak szaleć, to szaleć.
Co będzie potrzebne?
- dowolna ilość batatów
- papryka w proszku ostra (można ale nie trzeba)
- sól (ja nie dodawałam, ale jak ktoś chce, to można ;))
- olej rzepakowy lub olej z nasion winogrona
Co trzeba zrobić?
Bataty umyłam gąbeczką, nie obierałam ze skórki (skórka ma duuużo witamin), pokroiłam w cienkie plastry (do 2 mm). Można za pomocą noża lub mandoliny. Przełożyłam do miseczki, dodałam łyżkę (lub dwie) oleju, posypałam papryką i wymieszałam aż wszystkie plasterki były idealnie pokryte przyprawami.
Tak przygotowane chipsy, rozłożyłam na wcześniej pokrytej papierem do pieczenia blaszce, i włożyłam do piekarnika na ok 20-30 minut. Wcześniej piekarnik nagrzałam do 150C (z termoobiegiem, bez termoobiegu ok 160C).
Oczywiście co jakiś czas spoglądałam na moje chipsy, sprawdzając czy się nie przypalają.
O wiele bardziej polecam wam, przygotowanie plastrów na mandolinie niż krojenie ich nożem. Przy tej pierwszej opcji zyskujecie pewność, że wszystkie plastry będą tej samej grubości, a przy tym, że żaden z nich nie przypali się, zanim inne zdążą się zarumienić.
Akurat dzisiaj kroiłam nożem, więc niektóre zbyt mocno się po przypiekały. Choć i to nie stanęło nikomu na drodze do ich pożarcia, zanim ja sama zdążyłam napocząć drugiego….
Jak żyć?! się pytam!